Na końcu Europy – Portugalia i brytyjskie wesele

Zaczynamy nadrabianie umieszczania newsów na stronie, a jest o czym informować, bo trochę się działo:)
Poniżej news napisany jeszcze w maju, ale dopiero dziś nadszedł czas na jego umieszczenie.

Cały styczeń minął pod znakiem wyjazdów w góry, ale kiedy pod koniec 2012 r. okazało się, że Magda (Agnieszki siostra) dostała się na Erazmusa postanowiliśmy, że wreszcie nadszedł czas i pojawiła się dobra wymówka, by w końcu pojechać na drugi koniec Europy, do Portugalii.
Jedyną kwestią było połączeniu odwiedzin Madzi ze ślubem Jasia i Holly pod Londynem.

Nie musieliśmy się jednak długo zastanawiać i postanowiliśmy połączyć oba wyjazdy i wykorzystać idealny układ weekendu majowego, w którym trzeba było wziąć tylko 5 dni urlopu, by aż 12 szaleć z Madzią oraz na weselu:)

Bilety kupiliśmy już na początku lutego i niby mieliśmy dużo czasu na przygotowanie i wymyślanie trasy zwiedzania Portugalii, ale jak zawsze tysiąc rzeczy było ważniejszych i skończyło się tylko na pożyczeniu od znajomych przewodnika i przeczytaniu go w ekspresowym tempie na lotnisku oraz w samolocie.

Na szczęście Magda stanęła na wysokości zadania i mobilizowała nas pisząc maile oraz wywołując na skypie, że musimy ustalić trasę, kwestię wypożyczenia samochodu itp. Bez tego pewnie niczego byśmy nie mieli przygotowanego. A tak, to jak na prawdziwe europejskie wakacje przystało mieliśmy zarezerwowany pokój Lizbonie oraz wynajęty samochód.

Przygodę z Portugalią rozpoczęliśmy w Lizbonie, w której spędziliśmy trzy dni. Miło nas zaskoczyła pogoda, która po przedłużającej się zimie wydawała nam się wręcz upalna.

IMG_4421

Aby maksymalnie skorzystać z promieni słońca i nie doznać szoku po intensywnym czasie w Poznaniu postanowiliśmy przyjąć technikę zwiedzania: chodzimy – siedzimy – pijemy – siedzimy – chodzimy:) W związku z tym, że mieszkaliśmy praktycznie w centrum miasta mogliśmy sobie pozwolić na to, żeby wszędzie chodzić. Dzięki temu mogliśmy poznać uroki wąskich uliczek Lizbony oraz atmosfery, która powodowała, że nie mieliśmy poczucia, że musimy się spieszyć. Co chwilę przysiadaliśmy na licznych ławkach i czytaliśmy książki, na które tak bardzo brakowało nam czasu w Poznaniu.

IMG_4310

Lizbona

Pomimo masy turystów potrafiliśmy znaleźć miejsca spokojne, w których można ze spokojem przystanąć i nie biec za kolejnymi atrakcjami. Jeszcze pierwszego dnia wyszliśmy z założenia, że największą wartością Lizbony nie są muzea (które z pewnością warto zwiedzić, ale to może innym razem), a parki, uliczki i ich niepowtarzalna specyfika. Wydaje mi się nawet, że to między innymi pranie, rozpadające się budynki oraz panie w koszulach nocnych wychylające się z okien tworzą piękno Lizbony.

Po trzydniowym pobycie w stolicy wynajęliśmy samochód i pojechaliśmy na północ odwiedzić Magdę, która studiowała w Caldas da Rainha, na kierunku artystycznym odpowiadającym polskiemu wzornictwu przemysłowemu. Od spotkania z Magdą to ona zaczęła nam organizować czas wolny, czemu my wielce nie oponowaliśmy:)

Na pierwszy rzut postanowiła pokazać nam miasto, w którym mieszka ok. 50 tys osób – miało to zająć 2-3 godziny – w co trochę wątpiliśmy, ale powiedziała, że mamy jej zaufać. Faktycznie po dościu do centrum (na targ), przejściu przez jeden park i kilka małych uliczek, a nawet wchodząc do jednego muzeum byliśmy już po zwiedzaniu całego miasteczka;)

IMG_4452

Tego samego dnia pojechaliśmy nad ocean, żeby w spokoju położyć się na plaży i odpocząć po „trudach” zwiedzania. Efektem było zakrywanie się kocem i osłanianie się od wiatru, który akurat tego dnia wiał niemiłosiernie. Niemniej jednak możemy jej tylko pozazdrościć takiej plaży i widoków niecałe 12km od domu. Foz to mała miejscowość z kilkunastoma knajpkami przy plaży oraz miejscem, które idealnie nadaje się do pływania na kite’cie w zatoczce, która tworzy się podczas przypływu.

IMG_4491

Trochę z powodu wiatru, który przewiał nas do szpiku kości postanowiliśmy ruszyć dalej do Obidos, w którym znajduje się jeden z największych zamków w Portugalii, i które ponadto słynie z festiwalu czekolady.

Obidos to bardzo turystyczne miejsce z masą małych kramów, na których sprzedawane są liczne portugalskie rękodzieła (w dużej mierze z korka, z którego słynie Portugalia), a także z najróżniejszych nalewek np. Ginja de Obidos – wiśniówki, która jest pita z czekoladowych naparstków i podobno bardzo dobrze smakuje.

IMG_4601

Po przejściu wszystkich małych uliczek i murów pojechaliśmy z powrotem do Caldas, bo Magda ze znajomymi z Erazmusa jak co wieczór robili wspólną kolację. Standardem jest jedzenie o 21-22 i długie nocne rozmowy do butelki wina, do czego my już w ostatnim czasie się odzwyczailiśmy, ale nie można walczyć z rytuałami i „jakoś” się dostosowaliśmy:)

Magda akurat miała kilkudniową przerwę na uczelni i mogła pojechać z nami na północ. Zwiedzaliśmy najróżniejsze miejscowości i kluczyliśmy po mniejszych drogach wykorzystując to, że mamy swój samochód i od nikogo nie jesteśmy zależni.

Ruszyliśmy w stronę Coimbry, która jest największym ośrodkiem uniwersyteckim w Portugalii, oczywiście z największym i najstarszym kompleksem wydziałów w całym kraju. Jednak zanim tam dojechaliśmy odwiedziliśmy Nazare, które jest znane z olbrzymiego klifu, bardzo szerokich plaż i jednych z największych fal na świecie. Włócząc się i naprawdę nigdzie się nie spiesząc podziwialiśmy z jednej strony spokój portugalskich miejscowości, a z drugiej coraz bardziej ich azjatycki charakter wynikający z olbrzymiej liczby sklepów i restauracji, które jako jedyne są otwarte w czasie siesty, kiedy to Portugalczycy najzwyczajniej w świecie odpoczywają.

IMG_4615

Coimbra – nie mieliśmy na nią żadnego planu, dlatego włóczyliśmy się wąskimi uliczkami co rusz napotykając kolejny wydział, kościół czy muzeum. Spędziliśmy w niej dosłownie kilka godzin, co pewnie jest zbyt krótkim okresem, żeby poznać miasto, ale jakoś pierwsze wrażenie nie powaliło nas na łopatki i dlatego po zwiedzeniu wydziału prawa (przypadkowo), zobaczeniu jak wygląda „kocenie” młodych studentów przez starszych i na końcu po zjedzeniu pysznych portugalskich słodkości wyruszyliśmy w dalszą drogę, do Porto.

IMG_4620

Porto – mieszkaliśmy w hostelu bardzo blisko centrum co pozwoliło nam na zwiedzanie miasta o każdej porze dnia i nocy:) Jak to z nami bywa zwiedzaliśmy bez planu, z wyjątkiem jednego punktu – odwiedzenia piwnic, w których robione są najróżniejsze rodzaje porto. Tę część powinien opisać Jacek, bo to on może się wypowiedzieć najbardziej na temat smaków porto, gdyż najwięcej degustował i poznawał smaki ze wszystkich swoich sił:) Ja nie wzięłam do ust nawet kropelki, a Madzia może części smaków po prostu nie pamiętać:)

IMG_4724

Widać, że miasto jest o wiele bardziej zadbane niż Lizbona. Na pewno jest to spowodowane tym, że Porto w 2001 roku było Europejską Stolicą Kultury, co spowodowało odbudowanie i odrestaurowanie części miasta. Poza tym jak się dowiedzieliśmy jest to stolica biznesu portugalskiego i faktycznie można to zauważyć na ulicach miasta. Zdecydowanie bardziej rzucają się w oczy biznesmeni i osoby szybkim krokiem biegnące w stronę jakiegoś biurowca.

IMG_4710

W Porto spędziliśmy dwa pełne dni przechadzając się po mieście czasem bez celu, a czasem w poszukiwaniu portugalskich wyrobów, których długo nie musieliśmy szukać, gdyż z każdej strony zapraszani byliśmy na degustację potraw, porto i oczywiście pysznych kaw.
Powoli czas naszego powrotu na południe się zbliżał i musieliśmy opuścić Porto, w którym czuliśmy się bardzo dobrze.

IMG_4796

Jadąc autostradą na południe zastanawialiśmy się, gdzie znajdują się winnice, z których przywożą winogrona do robienia porto. Szybko zerkając w przewodnik okazało się, że jesteśmy tuż przed zjazdem w kierunku takiego właśnie miejsca. Długo się nie zastanawiając zjechaliśmy i już wąskimi drogami, drugiej czy trzeciej kategorii udaliśmy się na wschód w kierunku Resende, które uchodzi za jeden z najbardziej malowniczych terenów winnych w Portugalii. Dużo się nie pomylili. Cała droga prowadzi wzdłuż rzeki Douro krętymi i wąskimi uliczkami, gdzie nie mogliśmy jechać więcej niż 40-50km/h.

IMG_4810

Zatrzymując się co jakiś czas na poboczu wyskakiwaliśmy w samochodu i podziwialiśmy małe miejscowości, które wyglądały tak jakby czas się w nich zatrzymał i nikt się nigdzie nie spieszył.

IMG_4829

Klucząc po wzgórzach dopiero po jakimś czasie zorientowaliśmy się, że już sporą odległość odjechaliśmy od planowanej trasy. Jak spojrzeliśmy na mapę to okazało się, że przez kolejne prawie 200 km będziemy kluczyć po fakt faktem ładnych okolicach, ale w żółwim tempie. Opuszczając ostatecznie winne tereny skierowaliśmy się w stronę Fatimy, gdzie znajduję się Sanktuarium Matki Boskiej Fatimskiej. Na miejsce dojechaliśmy późno, dzięki czemu uniknęliśmy pielgrzymek, które przybywają tam każdego dnia, a w zamian trafiliśmy akurat na mszę po polsku.

IMG_4841

Do Caldas wróciliśmy późnym wieczorem, gdzie czekało nas przepakowanie, a Magdę dokończenie projektu, który musiała następnego dnia oddać w ramach jednych z zajęć. Madzia pracowała do nocy, a my pozwoliliśmy sobie na odłożenie niektórych obowiązków do poranka i padliśmy spać, aby nabrać trochę siły przed kolejnym etapem urlopu – wizytą w Anglii i ślubem Jasia i Holly.

Po ośmiodniowej wizycie w Portugalii razem z Madzią pojechaliśmy na lotnisko, aby we trójkę polecieć do Anglii. Tam czekała na nas podlondyńska farma i przygotowania do wesela Jasia i Holly oraz cała rodzina, która przyjechała specjalnie z Polski.

Z lotniska zostaliśmy odebrani przez Ciocię Monikę i Mamę, które od razu wprowadziły nas w sytuację panującą na farmie: do zrobienia jest sos tatarski, ponad 1000 kanapek na powitanie gości, ponad 20 osób już w tej chwili mieszka na farmie i pomaga w przygotowaniach itp. itd. Jednym słowem – ręce pełne roboty i zapowiada się ciekawie:)

Wesela odbywało się na farmie Rodziców Pana Młodego, którzy postanowili część przyjęcia zorganizować własnym sumptem, co powodowało olbrzymią ilość pracy, ale za to niesamowitą atmosferę podczas całej uroczystości. Jaś wszystkiego dokładnie pilnował i stanął na wysokości zadania pod względem organizacyjnym. Wszyscy chodzili jak w zegarku i praca posuwała się do przodu. Część osób odpowiedzialna była za krojenie wędlin, reszta za układanie zastawy na stołach, dzielenie kieliszków itp., a jeszcze inni za przepędzenie owiec na drugie pole, żeby zrobić miejsce na parking….Przez kilka dni przed weselem rodzina i przyjaciele pomagali w organizacji ślubu, który w pięknej atmosferze odbył się 4 maja.

 

IMG_4927Surduty, kapelusze i…kolorowe skarpetki:) W znanym sobie poczuciu humoru, Anglicy aby rozluźnić nieco sztywną brytyjską etykietę postanowili założyć kolorowe skarpetki – od Pana Młodego poczynając, przez jego Tatę i wszystkich świadków:)

IMG_4998 IMG_5005

Zabawa była do białego rana i tylko cieszyć się, że ma się tylu znajomych, rodzinę, którzy w każdym momencie z nieskrywaną radością będą pomagać przy takich wydarzeniach!

IMG_5077

Po dwóch tygodniach zwiedzenia Europy wróciliśmy do domu, gdzie czekały na nas kolejne przygody, ale o tym już w kolejnych newsach, które pojawią się niebawem…:)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *